Jeśli jesteś niekompetentny, nie możesz wiedzieć, że jesteś niekompetentny. Umiejętności, których potrzebujesz, by wyprodukować dobrą odpowiedź, są tymi samymi umiejętnościami, których potrzebujesz, by rozpoznać, czy rzeczywiście jest dobra.


David Dunning, profesor psychologii na Uniwersytecie Michigan


Jedną z bolesnych rzeczy w naszych czasach jest to, że ci, którzy czują się pewnie, są głupi, a ci, którzy mają jakąkolwiek wyobraźnię i zrozumienie, są przepełnieni wątpliwościami i niezdecydowaniem.

Bertrand Russell, brytyjski filozof


Ignorancja częściej jest przyczyną pewności siebie niż wiedza.

Charles Darwin, brytyjski przyrodnik

W czasach, gdy wiele mówi się o zespołach czy syndromach (ostatnio w nader dosadnych słowach), warto przypomnieć też o efekcie Dunninga-Krugera. Jednak człowiek to istota ze wszech miar ułomna. A niektórzy są nawet ułomniejsi.


20.10.11

Za mundurkiem chodźmy (choćby) sznurkiem…


***

Od momentu, gdy utworzyłem blog i rozpocząłem publikację tekstów, popłynęły w moją stronę liczne spostrzeżenia, uwagi  i rady. Starano się dodać mi otuchy, zagrzać do boju, podsycić żar recenzencki, by jak najdłużej grzać się przy nim w ten jesienny czas. Już teraz, chociażem wciąż w kategorii debiutanckiej, bardzo chciałbym podziękować za wszystkie życzliwe, a nawet nieżyczliwe (choć tych na razie nie było) głosy.
Jeśli pojawiały się uwagi krytyczne, to konstruktywne. Na przykład pochwalono mnie, że zacząłem ostro, z wysokiego c, zgodnie ze znaną receptą Hitchcocka, ale jeśli tak dalej będę ciągnął, to przeciągnę, szkło może popękać i szkoda przez to będzie. Mówiąc wprost – sugerowano, że od czasu do czasu powinienem pochylić się nad tekstami bardziej popularnymi, mniej może intelektualnymi, a bardziej przemawiającymi do sfery uczuć i wyobraźni szerokiego kręgu czytelników. Z atencją przyjąłem to spostrzeżenie i jako człek elastyczny - postanowiłem bez zbędnej zwłoki  podjąć temat lżejszy, relaksacyjny i odrobinę mniej wymagający.

***


„Wspomnienia niebieskiego mundurka” Wiktora Teofila (te imiona, ach te imiona!) Gomulickiego to książka piękna przede wszystkim ze względu na swoją szlachetną pozytywistyczną staroświeckość. I choć niektórzy mogą twierdzić stronniczo, że nadto czuć ją naftaliną, to ja czuję jedynie lawendę, którą wykłada się półki szafy, by wdzianko, z którego dawno już się wyrosło, mogło nienaruszone zębem czasu i mola trwać jako pamiątka chwil szczęśliwie spędzonych w rówieśniczym niekoedukacyjnym gronie.

Wiktor Gomulicki  opowiada o odległych czasach rozbiorowych,  gdy w będącej miejscem akcji  szkole w malowniczo rozłożonym nad wiślaną skarpą Pułtusku obowiązywały mundurki (tytułowe niebieskie). Snuje opowieść pozbawioną martyrologii (Bić się czy nie bić? Oczywiście, że bić!), nie ma w niej wzmożonej walki z ciemiężycielem (daleko od Wrześni, zresztą tam Prusak akurat grasował), są za to szczenięce, chłopackie przygody, radości i troski, są wygłupy i dowcipy. Jest wielki kęs małomiasteczkowego życia codziennego, pozbawionego prądu elektrycznego. To jasne, i nawet mnie to nie obrusza ponad miarę, że dla dzisiejszego młodego czytelnika, rówieśnika bohaterów „Wspomnień…”, opowieść o szkole  sprzed stu pięćdziesięciu lat jest stokroć mniej atrakcyjna niż opowieść o obronie Głogowa (tam przynajmniej coś się działo, obcięte głowy na pikach).  Rozumiem, choć z oczu płyną mi łzy gorące… Dlatego nieporozumieniem jest rekomendowanie "Wspomnień…" jako książki dla młodzieży niedorosłej i nakłanianie jej, by empatię wykazała wobec Sprężyckiego, Kozłowskiego, Dembowskiego, Sitkiewicza, Bellona czy Piotrusia Mieszkowskiego.

Książka ta to znakomita wyprawa w przeszłość dla tych, którzy uwielbiają zaśniedziałe srebra, mahoniowe sekretarzyki, monokle. I albumy ze stronicami z czarnego grubego kartonu, w które wklejało się sepiowe ząbkowane zdjęcia robione w odrobinę zakurzonym atelier pułtuskiego fotografa przy rynku – delikwent prężył się na nich dumnie w pozie na trzy czwarte na tle sutych draperii i lambrekinów. No i dla tych, którzy nie przestali się smucić, że Mark Twain nie urodził się nad zupełnie inną rzeką niż się urodził. Bo niestety nikt nie ma pojęcia, nad jaką rzeką urodził się Amicis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz