Jeśli jesteś niekompetentny, nie możesz wiedzieć, że jesteś niekompetentny. Umiejętności, których potrzebujesz, by wyprodukować dobrą odpowiedź, są tymi samymi umiejętnościami, których potrzebujesz, by rozpoznać, czy rzeczywiście jest dobra.


David Dunning, profesor psychologii na Uniwersytecie Michigan


Jedną z bolesnych rzeczy w naszych czasach jest to, że ci, którzy czują się pewnie, są głupi, a ci, którzy mają jakąkolwiek wyobraźnię i zrozumienie, są przepełnieni wątpliwościami i niezdecydowaniem.

Bertrand Russell, brytyjski filozof


Ignorancja częściej jest przyczyną pewności siebie niż wiedza.

Charles Darwin, brytyjski przyrodnik

W czasach, gdy wiele mówi się o zespołach czy syndromach (ostatnio w nader dosadnych słowach), warto przypomnieć też o efekcie Dunninga-Krugera. Jednak człowiek to istota ze wszech miar ułomna. A niektórzy są nawet ułomniejsi.


29.11.11

Tempus fugit, rzekł i palec swój wzniósł ku górze…

Jakże dumni jesteśmy, kiedy podkreśla się naszą przynależność do kultury śródziemnomorskiej. I choć czasami wiry historii sprawiały, że środek ciężkości niebezpiecznie oddalał się od helleńskiej i romańskiej krynicy w kierunku wschodnich stepów, to jednak przyciąganie południa okazywało się w dwójnasób silniejsze, bo w parze z zachodem zawsze postrzegane było. Północ natomiast nieodmiennie rezerwowaliśmy dla białych niedźwiedzi i duchów.

Włosi chyba nigdy nam znacząco nie podpadli. Nawet podczas wojny. Jak Monte Cassino - to przecież Niemcy, jak Warszawa – to Giuseppe, a Franek Dolas to bordello. Później fiat, choćby i malutki. I Juventus z Bońkiem.

A ten język, taki śpiewny pełnym głosem. Ile to bajecznych w nim słów, których znaczenia nawet nie staramy się dociec, bo tak brzmią, że nam już więcej nic nie potrzeba. Scirocco, catenaccio, travicello, piaggio, tabucchi…

Tak po prawdzie, Tabucchi to Antonio, autor „Il tempo invecchia fretta” (gdybym nie musiał, to nawet nie próbowałbym przytaczać polskiej wersji: „Czas szybko się starzeje”). Poznałem Antonia. Chyba to było na lotnisku w Rzymie. Ja wracałem do domu, on miał lecieć do Lizbony. Jak to się zdarza, personel naziemny akurat ogłosił strajk, na szczęście terminowy, zatem wszystkie loty zostały wstrzymane. Trzeba było uzbroić się w cierpliwość i bez nadmiernych strat doczekać chwili, kiedy będzie dane kontynuować podróż do zamierzonej destynacji. Znalazłem miejsce w poczekalni, umościłem się w plastikowym foteliku, nogi wsparłem na torbie podróżnej i zająłem się obserwacją. Uznałem, że nawet w tych mało sprzyjających okolicznościach mogę dowiedzieć się czegoś interesującego o kraju i ludziach. Część pasażerów drzemała, część przechadzała się nerwowo, jedni popijali kawę z papierowych kubków, inni z determinacją dłubali w swoich telefonach komórkowych bądź laptopach (i innych ich odmianach). To mnie zbytnio nie interesowało. Ale siedzący obok mnie mężczyzna, już raczej w sile wieku, o budzącej zaufanie aparycji, ubrany raczej konserwatywnie, w oprawnych w drucik okularach na nosie, przygryzając wąsa, wytrwale coś notował – w sposób jak najbardziej konwencjonalny. Długopisem na papierze. I to mnie zaintrygowało.

Pod byle pretekstem zagadałem do niego. Mógł się zezłościć, mógł coś odburknąć i powrócić do swojego skrobania. Mógł, ale tego nie zrobił. Gdy dowiedział się w dodatku, skąd pochodzę, oko mu błysnęło. Zaczęliśmy niespieszną rozmowę, mieliśmy wszak czas. To był Antonio Tabucchi. Powiedział mi, że właśnie pracuje nad kolejną książką. Że będzie to zbiór opowieści o przemijaniu, pamięci i zapomnieniu. I że chce, żeby ich akcja toczyła się w przeróżnych miejscach w Europie. Żeby pokazywały, jak historia ludzi wynosi i jak ich odsuwa. I spytał, czy może znam jakąś tego typu opowieść z własnego życia. Zastanowiłem się. Tak, znam. I opowiedziałem mu.
* * *
Ten chłopak mieszkał w moim bloku. Pochodził z biednej rodziny. Jego matka handlowała kwiatami i jakimiś warzywami z działki. Jego ojca niemal nie pamiętam. On zaś był chory. Miał krzywe kości. Wszystko, co pozostało w mojej pamięci, a co się z nim kojarzy, kojarzy się także z latem, z wakacjami. Gdy robiło się ciepło, wychodził powoli z domu i siadał na podwórkowej ławce, wystawiając krzywe nogi ku słońcu, chłonąc witaminę D. Nie kolegowaliśmy się z nim zbytnio. Był inny, mniej sprawny, nie grał w piłkę. Siadał na tej ławce, dostawał od matki słonecznika, albo torbę wiśni czy gotowanego bobu – i tak trwał sam chyba bez przerwy aż do zachodu słońca. W pochmurne dni nie widywaliśmy go wcale.

Lata mijały, dorośliśmy, wyprowadziliśmy się, straciliśmy z oczu. W kraju zmienił się ustrój. Przyszły nowe czasy. Pewnego razu zobaczyłem go w telewizji. Chłopaka z krzywymi kośćmi. Poznałem go z trudem. Nosił czerwone szelki. Był jednym z pierwszych maklerów giełdowych. A wtedy makler to był symbol przemian. Nie wiem, jakimi drogami doszedł do tego zawodu. Ale udało mu się. Udzielał wywiadów, tłumaczył, na czym polega jego praca, co to rynek kapitałowy, akcje, hossa i bessa. Był kimś. Dumnie zatykał kciuk za czerwoną szelkę. Krzywe kości chyba mu się wyprostowały. Ale krótko trwała jego hossa. Pojawiła się pierwsza giełdowa afera, w gazecie wyczytałem jego nazwisko wśród tych, którzy ponoć byli zamieszani w jakieś machlojki, że niejawne informacje, nieuczciwe zakupy czy sprzedaże. I że giełda młoda, uczy się, ale dla spekulantów na niej miejsca nie ma. I został wyrzucony z pracy z wilczym biletem. Czy on sam kombinował, czy też kombinował kto inny, a z niego uczyniono kozła ofiarnego – nie wiem. Wiem, że kilka lat później, w lecie, przechodziłem obok bloku, w którym spędziłem lata chłopięce. Na podwórkowej ławce siedział siedział przygarbiony mężczyzna, nogi miał wyciągnięte przed siebie, skubał pestki słonecznika. Było pochmurno i chłodno.
* * *
Kończyłem opowieść, gdy przez lotniskowe głośniki obwieszczono, że strajk właśnie dobiegł końca, loty zostają wznowione, a pasażerowie lecący do Warszawy proszeni do wejścia 9. Antonio uścisnął mi rękę, podziękował i życzył miłego lotu. Chwyciłem torbę i w dobrym humorze skierowałem się do odpowiedniej bramki.  Pomyślałem, że kto wie, może Tabucchi wykorzysta moją opowieść. Coś ujmie, coś doda, przerobi, ale sama osnowa pozostanie. To będzie mój wkład we włoską literaturę. I wkład chłopaka z krzywymi kośćmi.

Cóż, płonna to była nadzieja. Tabucchi spotkał też Piesiewicza i to jego opowieść bardziej mu się spodobała. Piesiewicz wtedy jeszcze nie był senatorem, był tylko prostym prawnikiem i scenarzystą. Jednak był bliżej wielkiej historii. 

Dziewięć jest opowieści w zbiorku „Czas szybko się starzeje”.  Wydaje mi się, że powstawały na różnych lotniskach. W wielu miastach Europy. Wszak kultura europejska wiele zawdzięcza nie tylko swoim śródziemnomorskim korzeniom, ale także podróży. Wartości kulturowe peregrynowały wraz z podróżnymi, znajdując sobie coraz to nowe siedliska. Wartości dzięki podróży zyskiwały dynamikę. Dynamika prowokowała przemiany. Przemiany rodziły nowe wartości. To jest dowód na to, że historia kołem się toczy.  c.b.d.u.

Antonio Tabucchi, Czas szybko się starzeje, Czytelnik 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz