Jeśli jesteś niekompetentny, nie możesz wiedzieć, że jesteś niekompetentny. Umiejętności, których potrzebujesz, by wyprodukować dobrą odpowiedź, są tymi samymi umiejętnościami, których potrzebujesz, by rozpoznać, czy rzeczywiście jest dobra.


David Dunning, profesor psychologii na Uniwersytecie Michigan


Jedną z bolesnych rzeczy w naszych czasach jest to, że ci, którzy czują się pewnie, są głupi, a ci, którzy mają jakąkolwiek wyobraźnię i zrozumienie, są przepełnieni wątpliwościami i niezdecydowaniem.

Bertrand Russell, brytyjski filozof


Ignorancja częściej jest przyczyną pewności siebie niż wiedza.

Charles Darwin, brytyjski przyrodnik

W czasach, gdy wiele mówi się o zespołach czy syndromach (ostatnio w nader dosadnych słowach), warto przypomnieć też o efekcie Dunninga-Krugera. Jednak człowiek to istota ze wszech miar ułomna. A niektórzy są nawet ułomniejsi.


24.2.12

Biało-czerwony sztandar gwiaździsty

Witam serdecznie na kolejnym cyklicznym wykładzie w ramach Wszechnicy Wtórego Dzieciństwa. Witam… Nasze poprzednie spotkanie pod tytułem „Z zagadnień prawidłowego dostarczania energii zasilającej do odbiorczego urządzenia elektronicznego” wywołało entuzjazm zarówno u uczestników i organizatorów, jak i u sponsorów, co ze wszech miar cieszy. Za szczególnie cenne uznano upowszechnienie wiedzy o symbolach zastępujących obco brzmiące słowa power i pause, tak? Ich dobra i ugruntowana znajomość w znaczący sposób podniosła komfort funkcjonowania słuchaczy Wszechnicy na tle ogółu populacji wtórego dzieciństwa. Tyle gwoli przypomnienia. Przypomnienia…

Nasz dzisiejszy wykład będzie dotyczył tematu całkiem odmiennego, choć oczywiście słuchacze  o odpowiednich predyspozycjach mogą go skojarzyć jak wszystko inne w tym niełatwym okresie. Dziś mianowicie zajmiemy się komparatystyką, tak? Powtórzę: komparatystyką.

Czym jest komparatystyka? Niektórzy słuchacze, sięgając do ocalonych lingwistycznych zasobów pierwotnego dzieciństwa, mogą łacnie dojść do wniosku, że nauka ta ma coś wspólnego z porównywaniem. Tak, owszem, z po-rów-ny-wa-niem. Ale czy z każdym? Oczywiście bardzo nie z każdym, tak? Wbrew sugestywnej nazwie, komparatystyka nie jest nauką ścisłą, jak fizyka, matematyka czy kazuistyka – zawsze z akcentem na sylabę trzecią od końca, tak? Jest nauką humanistyczną, jak filologia, filozofia czy choćby pedagogika, tak? A konkretnie to jest to literaturoznawstwo porównawcze. Nauka ta jest tak młoda, jak niemłode jest zamiłowanie człowieka do porównywania, szczególnie tego, co swoje, z tym, co obce.

W komparatystyce ważna jest przede wszystkim wyobraźnia. I odwaga, tak? Bo jakże trzeba być odważnym i jakąż trzeba mieć wyobraźnię, żeby trafnie wytypować obiekty poddawane porównaniu. Dodatkowe utrudnienie stanowi fakt, że w grę wchodzi w zasadzie tylko porównanie hiperhomeryckie, bo tylko takie może wzbudzić odpowiedni respekt wśród pozostałych komparatystów, a także ich adekwatną zawiść, tak?

Nieodpowiednie wytypowanie obiektów porównywanych jest niemal śmiertelnym grzechem metodologicznym. I nie ma znaczenia, czy jesteśmy wyznawcami komparatystyki negatywistycznej – poszukiwanie różnic, czy pozytywistycznej – poszukiwanie podobieństw, czy też konsensualnej – i to, i to.  Bo tak naprawdę komparatystyka jest jedna, tak, jedna, i nie wybacza, tak? Komparatystyka nie wybacza.

Aby dzisiejszy wykład nie osiadł na mieliźnie teorii, chciałbym dokonać analizy porównawczej dwóch dzieł literackich, z którymi się zapoznałem. Dwa dzieła, które z pozoru wiele dzieli, ale to co łączy, jest fundamentalne. I nie mam na myśli odwiecznego pytania o kondycję istoty ludzkiej we Wszechświecie.  Mam na myśli stawanie się. Stawanie się istoty ludzkiej pisarzem. I to niezależnie od tego, czy istota tego chce, czy też nie, tak?

Pozwoliłem sobie w jednym rzędzie postawić pisarza rodzimego, Mariana Pilota, autora książki „Pióropusz”, oraz pisarza amerykańskiego J.R. Moehringera, autora „Baru dobrych ludzi”. Obie powieści można odczytać jako autobiografie autorów. I z tego pozwolenia wynikły wnioski znaczące, istotne... Ale po kolei, tak? Przydatna byłaby rozbudowana forma tabelaryczna, jednak ze względu na nikłe możliwości siedziby Wszechnicy, nie byłoby jak jej zaprezentować. Zatem pozostanę przy nieskażonym przekazie ustnym, ufając, że w ten sposób wciąż można transferować treści w sposób zrozumiały i dla nadawcy, i dla odbiorcy, tak? Można poniekąd...

Będę starał się o zwięzłość. Zacznę od różnic. Jest ich mnóstwo. Oto kilka z nich: jeden z Polski, drugi z Ameryki; jeden mieszka w Siedlikowie od wszystkiego daleko, drugi zaś w Manhasset opodal Nowego Jorku; jeden jest starszy, z lat pięćdziesiątych, drugi młodszy, z lat siedemdziesiątych, jeden chodzi w krótkich spodenkach o nierówno obrębionych nogawiczkach i w szarych pończochach pocerowanych białą nicią, a drugi w dżinsach, bluzie z Uniwersytetu Yale i czapce-bejsbolówce Metsów. Wystarczy? Wystarczy…

Są też liczne podobieństwa, choć wydaje się to może paradoksalne. Po pierwsze: dorastanie bez papy. Amerykański papa to huncwot i niecnota, znikł w amerykańskich ostępach, pozostał dla syna jedynie głosem, bo pracował w radio. Polski papa zaś to złodziej, ale nie za złodziejstwo poszedł na lata do mamra, a za antypaństwowy wybryk, za prowokację antysocjalistyczną, bo jak nazwać inaczej ostentacyjne wyniesienie ze szkoły tablicy, tak? Po drugie alkohol, dużo alkoholu wokół. Polski alkohol to swojutka, a nawet kielcatka, modra okowitka, chlana wszędzie, a przede wszystkim na cmentarzu. A amerykański to piwo i koktajle, na przykład ochrzczone Śrubokręt czy Zardzewiały Gwóźdź, sączone w barze o nazwie Dickens, później przemianowanym na bardziej neutralnego literacko Publicansa. Po trzecie: chłopięca dozgonna przyjaźń. Amerykańska z młodszym kuzynem McGrawem, który zapowiadał się jako wielka gwiazda baseballa, ale marnie skończył z naderwanym mięśniem. A polska z Haniem Krajonkiem z Mołodeczna na Rusi, wielkim propagatorem gospodarki kołchozowej, który też skończył marnie ze wszech miar, ponieważ życie tragicznie postradał, czyli spotkał go zgon, tak? Po czwarte problem z nazwiskiem. Amerykańskie jest niemieckie, bo przodkowie dopłynęli na Long Island z Włoch, a w dodatku nielubiane, więc ukrywane za kryptonimem JR, mylnie odczytywanym jako Junior. Polskie natomiast jest pochodzeniowo niejasne, bo jakież mogło ono dla przykładu być wcześniej, nim wznieśli się w powietrze bracia Wright, kładąc podwaliny pod awiację, czyli lotnictwo, tak?

W ten oto sposób nieuchronnie zbliżamy się do istoty komparatystyki. Udało nam się znaleźć różnice i podobieństwa zawarte w wytypowanych dziełach literackich. Jednak wciąż nieodkryta pozostaje tajemnica, cecha konstytuująca człowieka-pisarza w obu autobiografiach. A chcemy ją odkryć, tak? Chcemy odkryć. Amerykanin był niezły w grę „Słówka z główki”, na tyle, że zapewniła mu ona wstęp do magicznego kręgu mężczyzn, barowych tubylców. Kiedy czuł przypływ ambicji, pracował nad niekończącym się opowiadaniem o chłopcu porwanym przez zmutowane kukawki i więzionym przez nie wewnątrz ogromnego kaktusa. Polak był absolutnie kiepski w dziedzinie lingwistyki, w zasadzie jej nie stosował, bo litery ledwo składał, ale skoro matka kazała, skoro papier kancelaryjny i inkaust kupiła, żeby pisma do wielu Bardzo Ważnych Osób w Państwie z Panem Prezydentem Bierutem na Czele słać – wstawiające się za ojcem, za kratami, a nie w kaktusie siedzącym, to się nauczył. Nauczył, tak?

Co ostatecznie sprawiło, że J.R. Moehringer i Marian Pilot zostali pisarzami? Czy znamy odpowiedź na to kluczowe pytanie? Znamy. Pióro sprawiło. Pióro wieczne, które dostali w prezencie. Każdy rzecz jasna własne. Amerykańskie było od Tiffany’ego, a polskie znanej marki Pelikan. I cóż, że amerykańskie kupione, czyli uczciwe, a polskie ukradzione, czyli nieuczciwe. Pióro to pióro i już. Ono ukonstytuowało obu pisarzy. Pióro wieczne. Bez niego nie byłoby pisarza J.R. Moehringera, zdobywcy nagrody Pulitzera, bez niego też nie byłoby pisarza Mariana Pilota, zdobywcy Nagrody Nike. I nie byłoby „Pióropusza” i "Baru". Mały przedmiot z pompką, a ile z niego pożytku, tak? Wiele pożytku...

I zadam na koniec pytanie retoryczne: czyż komparatystyka nie jest nauką ze wszech miar przydatną, tak?

Następny wykład w ramach Wszechnicy Wtórego Dzieciństwa będzie prawdopodobnie poświęcony półkoherencji półkul mózgowych, już dziś serdecznie zapraszam. Oczywiście istnieje zagrożenie, że do niego nie dojdzie z powodu krachu programu spójności regionalnej, a wówczas więcej czasu przeznaczymy na zabiegi higieniczne wokół innych partii organizmu, tak?

Marian Pilot, Pióropusz, Wydawnictwo Literackie 2011
J.R. Moehringer, Bar dobrych ludzi, Sonia Draga 2009

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz