Jeśli jesteś niekompetentny, nie możesz wiedzieć, że jesteś niekompetentny. Umiejętności, których potrzebujesz, by wyprodukować dobrą odpowiedź, są tymi samymi umiejętnościami, których potrzebujesz, by rozpoznać, czy rzeczywiście jest dobra.


David Dunning, profesor psychologii na Uniwersytecie Michigan


Jedną z bolesnych rzeczy w naszych czasach jest to, że ci, którzy czują się pewnie, są głupi, a ci, którzy mają jakąkolwiek wyobraźnię i zrozumienie, są przepełnieni wątpliwościami i niezdecydowaniem.

Bertrand Russell, brytyjski filozof


Ignorancja częściej jest przyczyną pewności siebie niż wiedza.

Charles Darwin, brytyjski przyrodnik

W czasach, gdy wiele mówi się o zespołach czy syndromach (ostatnio w nader dosadnych słowach), warto przypomnieć też o efekcie Dunninga-Krugera. Jednak człowiek to istota ze wszech miar ułomna. A niektórzy są nawet ułomniejsi.


17.10.11

Deklaracja ideowa - trzeba SŁOWNYM być!

Deklaracja ideowa. Ten tytuł przeraża. Nawet mnie. Nie mam na razie innego. Zresztą kto się jeszcze poza mną przerazi?

Co to będzie? (Znowu trochę strachu)

Blog. Dajcie mi inne słowo, błagam! Blog brzmi niemal jak bulgot. I często nim właśnie jest (takim bulgotem grochówki pod przykrywką).

Blog o tekście. Dalej kulinarnie – to właściwie klops na wejściu. Podaj definicję tekstu, która choć dwóch zadowoli. Może taka: ciąg słów i zdań składających się na pewną całość wyrażającą określone treści (ze słownika). No ubaw po pachy! Jakże często tekst ani się nie składa (czyli jest nieskładny), ani nie jest całością (bywa wyimkiem z rzeczywistości), ani nie wyraża określonych treści (czyli jest nieokreślony i antytreściwy, czyli wegetariański bądź postny).
Jeszcze gorsze słowa: intertekstualny i hipertekstualny. Przyznam, że nawet nie chcę wiedzieć, co oznaczają. Po prostu strach wiedzieć. I nie jest to wcale pochwała głupoty. Po prostu pasują jednak jak ulał.

A na temat, tak konkretniej?

Teraz gratka dla kolekcjonerów złotych myśli – to będzie blog książkowy
(i znów niektórym nóż się w kieszeni otwiera, a jak nie, to znaczy, że mają finkę lub kozik).

Nie będę pisał, że kocham książki, że już od dzieciństwa najwcześniejszego się w nich tarzałem (samoumartwienie), treści wysysałem i intuicyjnie je kumulowałem w intymnym zakątku duszy, a w końcu skwapliwie, choć nie bez wahań poddałem się nieuniknionej erupcji intelektualnej w celu zaleczenia kompleksu (autopromocja bądź autodestrukcja) i zarazem ubogacenia ludności miast i wsi (mesjanizm bądź judyizm).

Będę pisał o książkach. Wszak to też tekst. Już nie przede wszystkim, a żal, panie Eco.

Więcej tekstu w Internecie. Ale jest on zupełnie amorficzny pod każdym względem. Nie będę tego rozwijał. Tekst zalewa też oralnie (media, nasze media…), ale gdzie jeden gada, tam dwóch rozumie co innego, a trzeci w ogóle. Więc o czym tu gadać.

A książka to tekst ujęty w ramy, społecznie zunifikowany, indywidualnie spersonalizowany, interpretowalny, ale i weryfikowalny (zjazd walny). Bezpieczniejszy z pozoru.

Dlaczego? To najbardziej kłopotliwe, irytujące, wyprowadzające z równowagi, doprowadzające do pasji pytanie w dziejach ludzkości. Ale zarazem to najbardziej  intrygujące, inspirujące i ożywcze pytanie w dziejach ludzkości. Rzecz w tym, kto i ile razy je powtarza. Ja powtórzę raz.

Dlaczego (?) się za to biorę? Brak interlokutora nie zwalnia od udzielenia odpowiedzi.

Biorę się za to z przekory. Od dawna już eksploruję książkowe zakątki blogosfery i nieustannie natrafiam na miejsca intelektualnie dziewicze, emocjonalnie niedorozwinięte, optycznie zaczadzone lub pozbawione wszystkich tych atutów, za to rozczulająco naiwne i do serca aż same się przytulające.

Są blogów autorzy przemyślni. Tworzą i wypełniają nisze (niszki). A to pojawią się miłośnicy pól z pszenżytem ozimym i nieodkrytych wciąż zakątków Brandenburgii i Schleswiga-Holsteina, a to zajadli propagatorzy albumów ze zdjęciami naskalnych rycin (ryli, a potem barwili) Aborygenów, są nawet wielbiciele szacownych brodatych klasyków powieści odnowionej (czyli tworzonej w okresie królewia Kazimierza Odnowiciela i twórczo rozwiniętej zaraz po nim).

Może mam niewiele szczęścia, może zbyt wiele oczekuję, może jestem pozbawionym pigmentu odmieńcem jaskiniowym. Nie wiem. Ale ciągle szukam myśli przebudzonej, myśli wręcz drapieżnej. Rzadko znajduję. Zatem - lekarzu, lecz się sam. Czyli w końcu jakaś idea (ha!).

Panie, a jak toto wygląda?

Blog jest szczerze i do bólu prostolinijny, siermiężnie transparentny, pozbawiony nieodzownych klikanych, przewijanych, pływających i filuternie mrugających ozdobników odsyłających w oceany internetowego niebytu. Nie mam zdjęć filiżanek z parującą herbatą, nie mam fotek domowych futrzaków (chociaż hoduję domowe zwierzęta, czują się u mnie jako w lesie łanie), nie mam w końcu odurzających widoków Wielkiego Kanionu czy śniegów Kilimandżaro.

Teraz nie mam. Może z czasem  złagodnieję, pododaję nowe guziczki, których nikt mi nie zabierze, zwinę zwoje i szarą masę zabarwię na fiołkowo. Ale na razie daleko mi do tego (teza do weryfikacji – zajrzyj do rubryczki O mnie).

Zadeklarowałbym więcej, ale już i tak jest za długo. Dla chętnych kiedyś napiszę appendix. Dla mniej chętnych napiszę coś bardziej zrozumiałego.

W takim miejscu pisze się: amen, howgh lub ten trąba… co niniejszym czynię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz