Jeśli jesteś niekompetentny, nie możesz wiedzieć, że jesteś niekompetentny. Umiejętności, których potrzebujesz, by wyprodukować dobrą odpowiedź, są tymi samymi umiejętnościami, których potrzebujesz, by rozpoznać, czy rzeczywiście jest dobra.


David Dunning, profesor psychologii na Uniwersytecie Michigan


Jedną z bolesnych rzeczy w naszych czasach jest to, że ci, którzy czują się pewnie, są głupi, a ci, którzy mają jakąkolwiek wyobraźnię i zrozumienie, są przepełnieni wątpliwościami i niezdecydowaniem.

Bertrand Russell, brytyjski filozof


Ignorancja częściej jest przyczyną pewności siebie niż wiedza.

Charles Darwin, brytyjski przyrodnik

W czasach, gdy wiele mówi się o zespołach czy syndromach (ostatnio w nader dosadnych słowach), warto przypomnieć też o efekcie Dunninga-Krugera. Jednak człowiek to istota ze wszech miar ułomna. A niektórzy są nawet ułomniejsi.


10.2.12

Bardzo intymne wspomnienie

Na wyciemnieniu szum fal.

Z przenikania, delikatne fale rozmywają się na piasku.

Odjazd kamery, poszerzająca się perspektywa, błękitny ocean, żółty piasek plaży w Santa Monica.
Poszerzenie kadru, ujęcie z powietrza, lot ku Beverly Hills, ku Hollywood, najazd na nierówny napis na wzgórzach, odjazd, perspektywa Los Angeles w dole. Szybki montaż. Obrót kamery o 180 stopni na północny-wschód, na Griffith Park. Ukryte wśród drzew hotele i rezydencje. Zaparkowane limuzyny i hammery. Odjazd kamery. Potem szybki najazd na tablicę z nazwą miejscowości Pasadena.  Droga 134. Jadą suwy, pikapy i japończyki. Bardzo szybki montaż. Migotanie słońca przez liście palm, bliki słoneczne w okularach policjanta na hondzie, odbicie w szklanych drzwiach do Wal-Martu.  Kamera zwalnia. Wąskie uliczki przedmieść Pasadeny. Domy coraz mniej reprezentacyjne, na werandach w bujanych fotelach siedzą starcy. Dzieci biegają po trawnikach pod zraszaczami.  Przez jezdnię przebiega wychudzony pies. Wolny montaż, długie ujęcia. Najazd na drewniany dom, pomalowany na nieokreślony kolor, farba miejscami się łuszczy, zewnętrzne drzwi spaczone, trawa wyschnięta. Na część podwórka rzuca cień młody dąb kalifornijski. Skrzynka na listy. Adres: Pleasantridge Dr 33. Wyciemnienie.

W trakcie prologu głos męski z offu:

- Moi rodzice pracowali w Hollywood. Mimo to nie za bardzo mi w życiu poszło.
(Pauza)
- Mieszkaliśmy w Pasadenie. Ojciec był wózkarzem w studio filmowym w Hollywood. Po wielu latach doszedł nawet do zaszczytnej funkcji szwenkiera.  Chyba lubił swoją pracę, w każdym razie nie marudził, gdy każdego ranka wsiadał do swojego forda fairlane. Razem z nim wyjeżdżała do pracy matka. Też pracowała w wytwórni. Ojciec jej to załatwił. Była fryzjerką, czesała aktorów i statystów na planie.  Z tego co wiem, rodzicom rzadko się zdarzało pracować przy tym samym filmie. To chyba był szczęśliwy zbieg okoliczności.

Sceny retrospekcyjne.

Głos męski z offu kontynuuje:

- W życiu nie za bardzo mi poszło. Jako chłopak dużo czasu spędzałem sam. Wracałem ze szkoły do pustego domu. Nie miałem kumpli, nie grałem w softball, football, baseball ani w koszykówkę. To dlatego, że nie byłem całkiem zdrowy. To znaczy byłem zdrowy, ale miałem chorą rękę. Od urodzenia. Lewą. Taką przykurczoną, jak skrzydełko z Kentucky Fried Chicken. Tylko bez panierki. W szkole chłopaki wołali na mnie Sanders. Nie skarżę się. Choć jestem leworęczny.

I miałem okulary. Ale okulary lubiłem, były solidne, szylkretowe, dostałem oprawki w prezencie od mamy na urodziny. Szkła były z ubezpieczenia. Minusy.

Czyli po szkole siadałem na werandzie, gdzie po południu pojawiał się cień dębu kalifornijskiego, i czytałem.  Czytałem zachłannie i właściwie chaotycznie. Dość wcześnie zorientowałem się, że nie poezja, że nie beletrystyka, że nie dramat, a literatura naukowa najbardziej mnie pociąga.

Do kina chodziłem rzadko. Właściwie wcale. Nie dlatego, że nie miałem na zbyciu 15 centów, bo dostawałem od rodziców dolara tygodniowo. Ale znałem niemal wszystkie filmy z ich opowieści. Natomiast kino nieamerykańskie wcale mnie nie pociągało.
Parę razy byłem w wytwórni, nie znalazłem tam jednak nic poza hałasem i tłokiem.

Ciąg dalszy retrospekcji, dąb wyraźnie urósł, cień jest obfitszy.

Głos męski z offu:

- Kiedy chodziłem do koledżu, do miejscowego, niewiele się zmieniło. Po zajęciach wracałem do pustego domu i czytałem. Coraz bardziej zajmowała mnie psychologia. I medycyna. Może to z powodu ręki i okularów? Ale nie ortopedia i okulistyka. Co innego chodziło mi po głowie. Zwierzyłem się rodzicom, że chciałbym zostać psychiatrą. Nie zareagowali entuzjastycznie. Może dlatego, że nie za bardzo wiedzieli, czy to jest dobry zawód.

Koledż skończyłem bez wyróżnienia, ale z ulgą. Wysłałem podanie do NYU. Chyba chodziło mi podświadomie o odcięcie pępowiny. No i chciałem w końcu skosztować śniegu. Takie tam chłopackie marzenie. Przyjęli mnie, sam się zdziwiłem. Na medycynę. Specjalizacja z psychiatrii. Wyjechałem na Wschodnie Wybrzeże. Miałem niewielkie stypendium, rodzice podsyłali mi od czasu do czasu parę dolców.

Widok Nowego Jorku w śniegu, biały Central Park, oblodzony brzeg Long Island. Latarnie na Moście Brooklińskim fotografowane przez filtr gwiazdkowy.

Głos męski z offu:

- Kiedy kończyłem NYU, dostałem wiadomość, że zginęli moi rodzice. W wypadku samochodowym. Musiałem szybko wrócić do Pasadeny. Do pustego domu. Usiadłem na werandzie. Cała była zacieniona.  Do PhD zabrakło mi pół roku. Nie miałem pieniędzy, samochód rozbity, koszty pogrzebu. Został dom z hipoteką.  Wymagał remontu. Musiałem pracować. Bez dyplomu nie przyjmą mnie do szpitala, pomyślałem.  Musiałem zacząć własną praktykę. Zostałem psychoanalitykiem. W Nowym Jorku pewnie szybko bym się dorobił. Tam ludzie są nie tylko bogaci, ale też pogrążeni w depresji. Może z powodu śniegu i mrozu? W Pasadenie słońce doskonale leczy większość psychoz. I burbon lub brandy, jak wszędzie.

W życiu nie za bardzo mi poszło. Nie stać mnie było na ekskluzywny gabinet dla tuzów przemysłu filmowego. Moi pacjenci nie przyjeżdżali z Hollywood, z Los Angeles czy Santa Monica. Raczej z Burbank, San Dimas czy Anaheim. Zresztą fakt, że mieszka się w Anaheim, był wystarczającym powodem do rozwoju nerwicy wegetatywnej.

Płacili niewiele, ale tak naprawdę niewiele też wymagali. Siadałem z nimi… nie, nie na werandzie. Siadałem z nimi w gabinecie, bo przerobiłem na gabinet pokój rodziców.  Oni opowiadali o tym, co ich trapi, ja notowałem, odzywałem się niewiele, bo po co przedłużać wizytę. Nie mieli mi tego za złe, tym bardziej, że często współczuli mi z powodu ręki. Jakoś wiązałem koniec z końcem, zostawał mi jeszcze czas na czytanie. Życie toczyło się po rutynowych torach. Do czasu…

Obiektyw miękkorysujący. Scena ukazuje taksówkę podjeżdżającą przed dom przy Pleasantridge Dr 33. Z taksówki wysiada kobieta ubrana w czarną sukienkę. Nie widać jej twarzy, jest odwrócona tyłem. Taksówka odjeżdża, ona zostaje na chodniku. Po chwili rusza w kierunku ganku, przecina głęboki cień dębu. Wchodzi po schodkach. Drzwi się otwierają, nim zdążyła zapukać. Wchodzi. Drzwi się zamykają. Spaczona rama siatki.

Głos damski z offu:

- Powiem wszystko.
(Pauza)
- Moje życie rozpoczęło się w najprawdziwszymi najpełniejszym sensie tego wspaniałego dnia, kiedy poznałam moją najdroższą przyjaciółkę Katherine Kenton…

Cięcie. Dalszy ciąg objęty tajemnicą lekarską. Zaciemnienie. Na zaciemnieniu inny głos kobiecy, bardzo zmysłowy, mówi:

- A bientôt nous deux, co znaczy po niemiecku bicho malo nunca muere.

Z przenikania, delikatne fale rozmywają się na piasku. Potem najazd na koślawy napis HOLLYWOOD.
Szybki odjazd kamery, znany już wcześniej ocieniony ganek. Zbliżenie. Mężczyzna w okularach, z jedną ręką chorą, przykurczoną. Pisze w notesie, mówiąc głośno do siebie:

- Mania prześladowcza, zespół Tourette'a, psychoza natręctw, w końcu schizofrenia. Tuinal, dexamylem, nembutal, seconal, demerol i carbo medicinalis…

Obraz się rozmywa. Z ulicy ktoś woła:

- Cześć, Sanders, jak ci dziś poszło?

Szczekanie psa.
KONIEC
Napisy.













Chuck Palahniuk, Powiedz wszystko, Niebieska Studnia 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz