Jeśli jesteś niekompetentny, nie możesz wiedzieć, że jesteś niekompetentny. Umiejętności, których potrzebujesz, by wyprodukować dobrą odpowiedź, są tymi samymi umiejętnościami, których potrzebujesz, by rozpoznać, czy rzeczywiście jest dobra.


David Dunning, profesor psychologii na Uniwersytecie Michigan


Jedną z bolesnych rzeczy w naszych czasach jest to, że ci, którzy czują się pewnie, są głupi, a ci, którzy mają jakąkolwiek wyobraźnię i zrozumienie, są przepełnieni wątpliwościami i niezdecydowaniem.

Bertrand Russell, brytyjski filozof


Ignorancja częściej jest przyczyną pewności siebie niż wiedza.

Charles Darwin, brytyjski przyrodnik

W czasach, gdy wiele mówi się o zespołach czy syndromach (ostatnio w nader dosadnych słowach), warto przypomnieć też o efekcie Dunninga-Krugera. Jednak człowiek to istota ze wszech miar ułomna. A niektórzy są nawet ułomniejsi.


17.9.13

REDIVIVUS PER MOMENTUM

WSTĘP
 
Milczenie obrosło tak wielką liczbą związków frazeologicznych, a znaczna ich większość nosi cechy związków stałych, że jakakolwiek próba przytoczenia choćby tych najbardziej reprezentatywnych z góry skazana jest na porażkę. Bo pomiędzy skrajnymi, co jak zajadłe bieguny jednoimienne odepchnięte, zatem pomiędzy quasibiblijnym i o fenickiej zaiste proweniencji  „Milczenie jest złotem, a nie miedzią brzęczącą” a grubiańskim i nader potocznym, choć i odrobinę familiarnym  „Milcz, albo mordę skuję” rozciąga się niezgłębiony praocean milczenia wraz z tym, co się do niego przyczepiło, przylgnęło, przykleiło albo za gardło z impetem chwyciło i puścić nie chce, co milczenie jeszcze bardziej milczącym czyni. Czy z tej pranicznej zupy narodzić się może coś intrygującego? Poza, rzecz jasna, tymi cokolwiek zapoznanymi artefaktami, co cichaczem onegdaj wypełzły na brzeg idyllicznej dzisiaj wysepki z wulkanu zrodzonej na samym środku bezkresu, do których z pełnym przekonaniem zaliczyć można frazę „Bo gdy się milczy, milczy, milczy, to apetyt rośnie wilczy” z pominięciem reszty stanzy, zbędnej z punktu widzenia naszego rozumowania?

ROZWINIĘCIE
 
Milczenie towarzyszy cierpliwości, cnoty to dwie są, co gdy w zgodzie stoją, o co zgoła nietrudno, to power obie przeogromny gromadzą, feeryczną eksplozją od czasu do czasu owocujący. Dlategom milczał, nieświadom, że jest powód, a raczej - że będzie. Nieświadom, powtarzam, zatem w szeregi profetów chyżo pomknąć nie mogę, by fałszerstwa świadomego tym razem nie popełnić. A powód ten prozaiczny, albowiem poetycki zupełnie inne obsługiwałby rejony, dorożkarskimi można byłoby je nazwać. Cenię waszą cierpliwość, jak wy moje milczenie, ale na próbę jej wystawiać nie zamierzam, bo o braku ufności mogłoby to świadczyć. A zatem do eksplikacji zmierzam: otóż donieść pragnę, że po pomyślnym przebrnięciu przez eliminacje znalazłem się w elitarnym gronie osób płci niezrównoważonej (liczba, a wręcz cyfra nieparzysta), które staną w szranki, by zdobyć laur główny (są i poboczne, jednak mniej pożądane) w Ogólnopolskim Konkursie Oratorskim „Mistrz perswazji”. To po tom właśnie milczał, aby zasób słów mało lub wcale nieużywanych zgromadzić, aby zrobić odpowiedni zapas fraz zaskakujących, bo paradoksalnych, by zapełnić magazyny odpowiednimi gestami, intonacjami i ocieplającymi wizerunek, a możliwymi nawet dla niepobłażliwych do wybaczenia lapsusami. Milczałem, bom oręż gromadził. A teraz, gdy już proporce nade mną łopoczą, gdy już surmy do wymarszu wzywają, a bitewny zgiełk zda się grać w uszach, teraz właśnie milczenie przerwać mogę, co niniejszym czynię. I aby pracę kronikarzom ułatwić, by apokryfy, które niechybnie powstaną, miały słabe bo słabe, jednak jakiekolwiek w faktach oparcie, tłumaczę (i redaguję zarazem, bo jak nie ja, to kto za mnie uczyni, no kto?). Zatem drogę do triumfu otworzyła mi oracja na zadany temat stworzona, w zadane ramy organizacyjne ujęta. Jej tekst, który w jakimkolwiek stopniu nawiązywać miał do jednego z tysiąca czterystu osiemdziesięciu trzech cytatów z „Wesela” (Wyspiański S., 1869-1907, krakowianin alias krakus, czwarty wieszcz, ale to informacja nieoficjalna) – „Pan jest taki, a ja taki”, osoby wytrwałe, którym nadludzkich wysiłkiem woli udało się dotrzeć aż do tego wielokrotnie złożonego zdania (zdanie nadrzędne, zdania podrzędne i zdania wtrącone) bez jednoznacznego wyrażenia grubiańskiej i nader potocznej groźby, acz nieodmiennie z familiarną nutą, niechybnie…

ZAKOŃCZENIE
 
…polecam, z ambiwalencją wszelako.

* * *
Drodzy moi,

gdybym niespodziewanie zapytał przypadkowego przechodnia o to, jak powinniśmy, my ludzie, się różnić, to po pierwsze zapewne zostałbym obrzucony spojrzeniem pełnym wyrzutu, a zarazem politowania. Po wtóre zaś, głowę kładę, usłyszałbym: pięknie, oczywiście, że pięknie. Ten banał, ten politycznie poprawny wytrych umysłowy, to relanium forte dla skarlałego współczesnego sumienia, jak zaraza rozpowszechnił się ostatnimi czasy, jak chwast zjadliwy, co powoduje nieuniknione jałowienie gleby. Bo zastanówmy się, cóż to piękne różnienie się może oznaczać. Czy różnice to takie zwiewne obłoczki, nad którymi wymachują skrzydełkami pulchne putta? A może je przyrównać do toskańskiego duktu, wijącego się pośród cyprysowych gajów i pól kwitnącej lawendy? Piękne!? Ciarki po krzyżu przechodzą, gdy te kiczowate obrazy przed oczy przywołuję.

Nie, nie i po wielokroć jeszcze: nie, zakrzyknę. I nie jest to li tylko kwestia gustu, bo gdyby tak było, to dyskusja stałaby się czcza i bezprzedmiotowa. To kwestia zasad. A właściwie jednej zasady. I zawczasu ostudzić pragnę zbyt gorące głowy - niechże nie powstanie fantasmagoryczne wyobrażenie, że zasada ta jest jedna i jak aksjomat niepodważalna tylko dlatego, że jej właśnie, a nie żadnej innej hołduję. Tego, kto by tak pomyślał, przyrównać mógłbym do zagubionego w podziemiach poszukiwacza skarbów, któremu drogę oświetla jeno licha karbidowa lampka. Jej nikły płomyk pełga i filuje, a za chwil parę zgaśnie, pozostawiając pod powiekami nieszczęśnika wspomnienie światła i… świata.

Jakże zatem różnić się powinniśmy, o ile w ogóle, bo do tej pory pomijaliśmy tę fundamentalną kwestię? Rzecz oczywiście nie w tym, czy paletko na prawą, czy też na lewą stronę w jesienne ranki zapinamy. Nie bez kozery przywołuję ten staroświecki przykład. Współczesne technologie coraz częściej w imię rozwoju oferują rozwiązania, które  ujednolicają. Nikt wprawdzie głośno nie mówi, że sedno tkwi w dążeniu do powiększania rynków zbytu przy jednoczesnym ograniczeniu kosztów wytworzenia. Na sztandarach handlowców wypisane jest groźne, choć enigmatyczne hasło: Homogenizujmy! Niech nas nie zwiedzie to, że użyli atramentu sympatycznego, ani to, że stworzyli palimpsest, na którego wierzchu czytamy z wypiekami: wolność, równość i bogactwo. Wbrew nim różnijmy się żarliwie i bezbrzeżnie. I to jest ta prymarna zasada. Różnijmy się jak wczorajsza jajecznica z kiełbasą i polenta z piemonckimi truflami, jak brabancka frywolitka i frottowy śliniak. Różnijmy się bez żalu, bez wyrzutów sumienia, bez moralnego kaca, odważnie i niepoprawnie. Bądźmy odmienni do bólu i odporni na urawniłowkę, postulowaną przez proroków ery powszechnej konsumpcji. Dajmy im… prztyczka w nos. Co najmniej. Różnijmy się! Nie polezie orzeł w gówna! – to hasło z naszego sztandaru! Śmiało unieśmy go w górę!


Epilog pozakonkursowy

Uff, potrzebna chyba oliwa na te gargantuicznie wzburzone fale emocji. Pacem, pacem in terris, panowie i panie. Do serc, wszak niemal jednakich, przyjąć raczcie poniższą mitygującą cytatę :

Słońce spuściło głowę, obłok zasunęło
I raz ciepłym powiewem westchnąwszy,
                                                                      usnęło.