Jeśli jesteś niekompetentny, nie możesz wiedzieć, że jesteś niekompetentny. Umiejętności, których potrzebujesz, by wyprodukować dobrą odpowiedź, są tymi samymi umiejętnościami, których potrzebujesz, by rozpoznać, czy rzeczywiście jest dobra.


David Dunning, profesor psychologii na Uniwersytecie Michigan


Jedną z bolesnych rzeczy w naszych czasach jest to, że ci, którzy czują się pewnie, są głupi, a ci, którzy mają jakąkolwiek wyobraźnię i zrozumienie, są przepełnieni wątpliwościami i niezdecydowaniem.

Bertrand Russell, brytyjski filozof


Ignorancja częściej jest przyczyną pewności siebie niż wiedza.

Charles Darwin, brytyjski przyrodnik

W czasach, gdy wiele mówi się o zespołach czy syndromach (ostatnio w nader dosadnych słowach), warto przypomnieć też o efekcie Dunninga-Krugera. Jednak człowiek to istota ze wszech miar ułomna. A niektórzy są nawet ułomniejsi.


4.11.11

Born to play tennis




Slam dunk Samprasa
Jeśli by kto zapytał, to odpowiem bez wahania: ten Agassi to on u mnie szczęścia nie miał, oj nie. Nie miał, bo tenisowym królem końca XX wieku na zawsze pozostanie Pete Sampras. Wciąż świetnie pamiętam tę lekko przygarbioną sylwetkę, wysunięty przy serwisie język, pałąkowate zarośnięte nogi, kędzierzawą po grecku fryzurę (z czasem coraz bardziej prześwitującą) i kroplę potu nad brwią, którą Pete obcierał z obrzydzeniem kciukiem, a potem strząsał za kort. Pamiętam, jak co 9 gemów spacerował do kortowej lodówki, z której wyjmował kolejnego Wilsona z naciągiem z baranich jelit. Naprężonych na maksa, albo nawet ciut bardziej, aż piszczały te jelita. Pamiętam innych wielkich tenisistów lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych (panny też były niektóre niezgorsze, kudy Szarapowej do Sabatini chociażby), i Agassiego w dżinsowych postrzępionych gaciach z plerezą też. Roda Levera, gwoli ścisłości, nie pamiętam. I Pancho Gonzaleza (zresztą szwagra Agassiego) też nie. 

To za Samprasa zawsze ściskałem kciuki, to z nim przeżywałem katusze, gdy pod bandą dostawał torsji, żeby w końcu i tak wygrać pięciosetówkę. I wybuchałem niepohamowanym entuzjazmem po kolejnym smeczu w stylu slam dunk. Sampras, Sampras i Sampras... Dlatego mówię, że u mnie ten Agassi szczęścia nie miał. Bo z Samprasem jednak przegrywał.

Cisną się wspomnienia, a tu teraźniejszość skrzeczy.

„Open. Autobiografia tenisisty”. Andre Agassi. Z okładki patrzy na mnie zarośnięty łysol, wyraźnie skacowany i lekko psychopatyczny. Cera wymaga od zaraz zabiegów regeneracyjnych. W oczach odbija się życie po życiu. Nie wiem, co tu oznacza słowo open. Że mam otworzyć? Że grał w erze tenisa open? Że trzy turnieje wielkoszlemowe mają w nazwach Open? Że tak się bardzo chłopak otworzył? No może wszystko razem…

Autobiografię napisał J.R. Moehringer (starannie ukrywa swoje imiona). Cóż, Agassi (Andre) ma tylko podstawówkę, odcisków na dłoniach dostał nie od pióra, musiał nająć kogoś co najmniej po kolydżu. A Moehringer to nawet miał już Pulitzera. Czyli czytaty i pisaty. I wziął Agassiego w obroty, czas swój cenny marnował, nagrywał kilometry (raczej mile) taśm, wertował tabele ATP i ITF, w youtubie oglądał zachowane mecze i studiował wycinki ze „Sports Illustrated”.  No i napisał. I skromny taki, nazwiska na okładkę dać nie pozwolił. Agassiemu się spodobało.

Mnie się nie spodobało. Początek jest nawet niezły. Taka opowieść o tym, jak pokiereszowany gladiator w wieku emerytalnym szykuje się do ostatniego wejścia na arenę Coloseum. Jest w tym dramatyzm, bez dwóch zdań. Ale potem to już w większości histeria, w lepszych momentach emocjonalne niezrównoważenie. Ta autobiografia nieustannie męczy, irytuje, jest taka wyskowyczana, wyujadana rwanymi zdaniami, ciągnięta jak drut kolczasty z gardła. O tym, jak było ciężko, źle, fatalnie i beznadziejnie. Nieudane dzieciństwo, nieudany wiek dojrzewania, nieudane romanse i małżeństwo, właściwie to do czasu całkowitego wyłysienia jedna wielka porażka (z wyłysieniem włącznie). A nawet później, jak już jest Stefania Graf (utytułowana tenisistka teutońska, slajsowany bekhend, druga żona po pierwszej Brooke Shields, matka dwójki dzieci płci obojga, ukochana do grobowej deski zalet pełna), jak już jest Andre Agassi Prep (szykowna szkoła podstawowa dla rokujących wykolejenie Afroamerykanów w Las Vegas), to i tak jest ciężko, źle, fatalnie i niemal beznadziejnie. Tylko maleńkie promyczki. Jak to w Vegas.

Agassi i Becker - nienawistni?
Ostatni profesjonalny mecz Agassiego - z Benjaminem Beckerem (Niemcy), US Open 2006. Ironia losu. Becker, ale Boris (Niemcy), był przez lata ponoć najbardziej znienawidzonym przez Amerykanina rywalem. Benjamin wygrywa. Agassi szlocha i śle całusy. Nie wiem, czy ma majtki (jak się zwierzył, od dawna nie zakładał nic pod szorty, tak na szczęście). Standing ovation, żona Steffi (Niemcy) też poklaskuje, bo co innego zrobić może, dzieci Jaden Gil i Jaz Elle (USA/Niemcy) wiercą się w loży zdezorientowane i trochę znudzone.
Agassi retired.

I tak powinno zostać. Niechże by Pan Agassi i Pani Stefania wychowywali swoją dwójkę i kilka stówek obcych dzieci, niechże by reklamowali w spokoju te szwajcarskie zegarki Lonżin. Niechże by od czasu do czasu wynajmowali za 15 dolców za godzinę kort osiedlowy i odbijali troszkę dla zachowania kondycji i przywołania wspomnień. Ale nie, trzeba było wysmażyć „Open”.

Ja zrobiłem close z ulgą, niemal taką samą, jaka maluje się na licu Caroline Wozniacki, gdy międzynarodowy sędzia ogłasza: gem, set i mecz, a ona może spokojnie dokończyć lunch i udać się na sjestę.
Oj, Andre (a co tam, teraz mogę się trochę spoufalić), czemu nie dałeś sobie siana…

„Autobiografię tenisisty” wydał Bukowy Las. Zatem do Bukowego Lasu mam pretensję o kiepawą redakcję językową (np. „Za tydzień pojawiam się na okładce magazynu Tenis, grając w moich okularach marki Oakley” – s. 192, albo „Przeżyję to jakoś, ale przegrywaj, dyktując warunki na swoich zasadach” – s. 359) i merytoryczną (s. 397 – as serwisowy jest wtedy, gdy piłka nie zostaje dotknięta przez returnującego, a nie wtedy, gdy właduje ją w siatkę).

Skądinąd wiem, że tam, gdzie rośnie las bukowy, gleba jest kwaśna. No to nie jest mi słodko po tej lekturze.  Żeby tylko Samprasowi nie wpadł do głowy jakiś głupi pomysł. Ja tymczasem poszukam w antykwariacie wspomnień Jadzi Jędrzejowskiej.

Andre Agassi. Open. Autobiografia tenisisty. Bukowy Las 2011


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz