Jeśli jesteś niekompetentny, nie możesz wiedzieć, że jesteś niekompetentny. Umiejętności, których potrzebujesz, by wyprodukować dobrą odpowiedź, są tymi samymi umiejętnościami, których potrzebujesz, by rozpoznać, czy rzeczywiście jest dobra.


David Dunning, profesor psychologii na Uniwersytecie Michigan


Jedną z bolesnych rzeczy w naszych czasach jest to, że ci, którzy czują się pewnie, są głupi, a ci, którzy mają jakąkolwiek wyobraźnię i zrozumienie, są przepełnieni wątpliwościami i niezdecydowaniem.

Bertrand Russell, brytyjski filozof


Ignorancja częściej jest przyczyną pewności siebie niż wiedza.

Charles Darwin, brytyjski przyrodnik

W czasach, gdy wiele mówi się o zespołach czy syndromach (ostatnio w nader dosadnych słowach), warto przypomnieć też o efekcie Dunninga-Krugera. Jednak człowiek to istota ze wszech miar ułomna. A niektórzy są nawet ułomniejsi.


30.12.11

Eee-rozmowy na nowy rok

Wyimek fragmentaryczny ze stenogramu dyskusji, jaka toczyła się w czasie Ogólnopolskiego Kongresu Blogosfory i Anarchoblogerii przy stoliczku Kultura Nóż się w Kieszeni Otwiera i podstoliczku Książka za Przeproszeniem (Murzasichle/Małe Ciche, gmina oczywiście Poronin, nibyzima z nibynóżką)


Moderator z ramienia: Eee, a co sądzicie o perspektywach, skoro nawet jakby czytaci coraz to bardziej nie czytają, a nieczytaci do czytatych jakby z pogardą godną niegodnej mniejszości się eee odnoszą, na co czytaci się godzą i grono nieczytatych usilnie eee zasilają?

Bloger Supercriter: Uważam, że perspektywa w horyzoncie zbieżnolinearnym rysuje się, acz należy zachować czujną protosublimację proponowanych tekstów na wypadek tychże niedostatecznej absorbcji społecznej. Pragnę zwrócić uwagę na zjawiska nowatorskie, zdecydowanie zrywające z anachroniczną awangardą, pełniącą aktualnie funkcję atropicznej substytucji li tylko. Jeżeli miałbym używać konkretów, choć wolałbym tego uniknąć, to przywołam exemplum Otwartym Tekstem. Stosowana tam semantyka mija się niejednokrotnie z antropogenezą hipertekstualną, jednak w ten sposób uzyskiwany jest niespodziewanie efekt swojskiej obcości, który nie pozwala na kunktatorstwo interpretacyjne i w zawoalowany sposób wymusza samodyscyplinę intelektualną.

Blogerka DaisyPinkBaby: No ja to myślę, że bardziej bym gdzieś tak romanse o miłości bardziej jednak trochę, o uczuciu, albo na przykład o kuchni, jak gotować smaczniej i żeby zdrowo było i bez tych tam gmo czyjakośtam, znaczy świństw. Albo o dzieciach, tych naszych pimpiluszkach kochanych i niewinnych do cna, jakieś bajeczki niedługie, jakieś komiksy niezbyt zadymione. Takie to lubię i owszem bynajmniej. Albo o zwierzątkach, mnie to rybka, czy zmienno, czy parzysto, bo teraz w zimie to one nawet sól z głodu muszą lizać, jak na nią mają bidulki. I żeby choć z mikroelementem. A ten Otwartym Tekstem to taki nieżyciowy bardziej trochę chyba. A może on zły człowiek jest? Może literat jakiś czy co? No jakoś sama nie wiem trochę bynajmniej…

Bloger Bowemniejestsexigwalt: Ja to bym na przykład za… (tu brak fragmentu stenogramu na skutek gwałtownej erupcji ektoplazmy hormonalnej). A jak już rozkminiacie tego Otwartym Tekstem, to ja bym na przykład przy… (tu brak kolejnego fragmentu stenogramu, przyczyny jak wyżej) i już! No i tyle tego zapylanka…

Moderator: Eee, dzięki za naszą eee-rozmowę, no właściwie wnioski to można wyciągnąć jakby samemu, bo niespodziewanie są różne opinie i na temat samych perspektyw, i na temat eee Otwartym Tekstem.

Pod stoliczek Książka za Przeproszeniem wpełzła na dany znak zakontraktowana grupa wokalno-folklorystyczna Murzasichlskie Gołodupce i zaśpiewała pożegnalną ogólnopolską pieśń gminną. Poniosło się żałosne śpiewanie wielogłosowe przez hale, przez doliny, niedźwiedzie w gawrach i smreki na zboczach budząc, zdumione cudnem tem pieniem (Kasprowiczowska aliteracka zazadnia):

Ni wyżyna, ni nizina,
Ni krzywizna, ni równina -
Taka gmina.


Ani piasek, ani glina,
Tylko lasek i olszyna -
Taka gmina.

Od komina do komina
Wiater hula, deszcz zacina -
Taka gmina.


Miast kobiety, śpiewu, wina -
Wóda, czkawka, Gwiżdż Janina -
Taka gmina.

Nikt od ucha nie ucina,
Tylko czasem chrząszcz brzmi w trzcinach
Taka gmina.

Ni wyżyna, ni nizina,
Ni krzywizna, ni równina -
Taka gmina.*

Kongres się zakończył i już niecierpliwie czekamy na kolejne spotkanie w 2012 roku, być może w Dębkach i Białogórze.


Tymczasem jednak niech nam się darzy wew ten nowy rok! To mówiłem ja, eee Otwartym Tekstem.


* Nadmiernie zainteresowanych (kolejny k-rok do piekła) zaspokajam informacją: Przybora/Wasowski „Gołoledź”.

27.12.11

Naturalny rytm życia i śmierci w Strefie 52



Rozkaz Naczelnego Dowództwa US Army
Data dzienna : 25 marca 1968
Klasyfikacja : ściśle tajne
Dotyczy : utworzenie tajnej strefy obserwacyjnej na obszarze Appalachów
Cel: obserwacja nieinwazyjna wydarzeń związanych z pojawieniem się obiektu Maleness
Czas rozpoczęcia operacji : kwiecień 1902
Kryptonim operacji : Outer Dark (W ciemność, Cormac McCarthy)
Dowodzący operacją : generał G.W. Devill

Decyzją Naczelnego Dowództwa US Army na obszarze Appalachów zostaje utworzona tajna strefa obserwacyjna o nazwie Strefa 52. Doniesienia wywiadu jednoznacznie wskazują na wysokie prawdopodobieństwo pojawienia się w Strefie 52 obiektu Maleness ♂. Obiekt, określany w raportach jako Mal., będzie podlegać wyłącznej jurysdykcji Naczelnego Dowództwa US Army i traktowany będzie zgodnie ze szczegółowymi wytycznymi.
Dowódcą Strefy 52 zostaje mianowany major J. Smith, któremu zostaną przydzielone odpowiednie siły i środki pochodzące ze źródeł pozabudżetowych.
Operacja ma charakter ściśle tajny, zaangażowane w nią siły podlegają procedurze weryfikacji na poziomie 3 i niniejszym zostają wyłączone z oficjalnych struktur US Army.
Ze względu na nieparalelność czasową płaszczyzn obserwacyjnej i obserwowanej, do jednostki zostaną przydzieleni specjaliści posiadający doświadczenie wynikające z udziału w operacji Back to the Future (B2F).
Raportowanie odbywa się zgodnie z procedurami, rozkazy dzienne Naczelnego Dowództwa US Army będą przekazywane do Strefy 52 na częstotliwościach stealth-gamma.
Po zakończeniu etapu logistycznego i aprowizacyjnego w Strefie 52 zostaną podjęte działania niezbędne do zlokalizowania obiektu Mal. w jak najkrótszym czasie od jego pojawienia się lub wręcz pojawienie się uprzedzające. Niezbędna aktywna inwigilacja rozproszonych siedlisk osadniczych.
Podpisano : gen. G.W. Devill

Raport No. 1 Strefy 52 (1_1902/04)
Operacja : Outer Dark
Do : gen. G.W. Devill
Baza Tango/Appalachy

Dowództwo Strefy 52 donosi, że został zakończony etap logistyczno-aprowizacyjny, zostały zgromadzone odpowiednie środki oraz napłynęły siły niezbędne do realizacji wyznaczonych zadań. Uruchomiono aparaturę obserwacyjną, specjaliści pracują w trybie trzyzmianowym.
W celu alternatywnego wzmocnienia operatywności powołano do życia trzyosobowy zespół agentów (Brygada G), który został przeniesiony w rzeczywistość nieparalelną 1902. Zadaniem Brygady G jest aktywna inwigilacja organoleptyczna i natychmiastowe reagowanie na rejestrowane bodźce. Brygada G nie została wyposażona w indywidualne środki łączności oraz pakiety ułatwiające survival w Strefie 52 ze względu na możliwość dekonspiracji. Brygada G ma za zadanie wtopić się w społeczność zgodnie z aktualnie (1902) obowiązującymi regułami społeczno-obyczajowymi. Członkowie Brygady G zostali wyposażeni zgodnie z regulaminem prowadzenia operacji specjalnych w  licencję na zabijanie w stanie wyższej konieczności lub jej braku.
Podpisano: mjr J. Smith

Rozkaz ND US Army, 09 kwietnia 1968, Outer Dark
Wytypować najbardziej prawdopodobny potencjalny punkt (Red Point) pojawienia się obiektu Mal.
Po wykonaniu typizacji raportować niezwłocznie.
Gen. Devill

Raport No. 3 (3_1902/04), Baza Tango, Outer Dark
Na podstawie zgromadzonych danych oraz prac analitycznych dokonano typizacji i wskazano jako Red Point obiekt w lokalizacji 35° 45' 54'' N, 82° 15' 55'' W.
Weryfikacja satelitarna wskazuje na prymitywny dom z bali na zboczu góry w otoczeniu lasów mieszanych, usytuowany w odległości 8,3 mili od większego skupiska ludności autochtonicznej. Red Point jest zamieszkiwany przez rodzeństwo Holme. Jednostką decyzyjną w Red Point jest brat (Culla) ze względu na starszeństwo oraz płeć. Siostra (Rinthy, wiek 19 lat) ze względu na brak starszeństwa oraz płeć podlega jego woli. Źródła utrzymania rodzeństwa nieznane, przypuszczalnie zbieractwo i drobne myślistwo, okazjonalnie proste prace fizyczne. Status społeczny – biedota pseudofarmerska.
Siostra aktualnie wyłączona z procesów społeczno-ekonomicznych na rzecz procesów biologiczno-rozrodczych – zaawansowana ciąża. Brak informacji na temat ojcostwa, Brygada G powinna pozyskać porównawczy materiał genetyczny.
Mjr Smith

Rozkaz ND US Army, 10 kwietnia 1968, Outer Dark
Dowództwo akceptuje typizację przeprowadzoną w Bazie Tango. Wskazana wzmożona inwigilacja. Wywiad donosi o przewyższającej normy jonizacji oraz przesunięciach grawitacyjnych. Uwzględnić przy skalowaniu aparatury obserwacyjnej.
Gen. Devill

Raport No. 5 (5_1902/04), Baza Tango, Outer Dark
W Red Point Rinthy Holme dokonała urodzin dziecka płci męskiej, najprawdopodobniej jest to obiekt Mal.
Poród naturalny, bez pomocy wykwalifikowanych służb akuszerskich. Pępowina odcięta. Wysoka gorączka popołogowa prowadząca do utraty przytomności. Duża utrata krwi. Funkcje wegetatywne (respiracja, ciśnienie tętnicze) obiektu Mal. utrzymane mimo niesprzyjających okoliczności. Brygada G poprawia swoje współrzędne.
Brat bez wiedzy siostry dyslokuje obiekt Mal. na odległość 1,8 mili, teren bagnisty, roślinność niskopienna: mchy i porosty. Brat po dokonaniu dyslokacji powraca do Red Point. Wykonuje nieskomplikowane czynności przywracające siostrze świadomość.
Etap dualny, obserwacja równoległa: w Red Point brat informuje siostrę o pozornym zgonie obiektu Mal.; w rejonie bagnistym obiekt Mal. zostaje odnaleziony przez jednostkę handlującą o pseudonimie Druciarz. Druciarz zawłaszcza obiekt Mal. i transportuje do ośrodka charakteryzującego się posiadaniem mamki zastępczej. Inspiracja Druciarza nieznana.
UWAGA! Wystąpiła czasowa awaria urządzeń obserwacyjnych, brak współrzędnych aktualnej lokalizacji obiektu Mal.
Mjr Smith

Rozkaz ND US Army, 12 kwietnia 1968, Outer Dark
Dowództwo rozkazuje bezwzględnie usunąć skutki awarii oraz wszelkimi dostępnymi sposobami dokonać powtórnej lokalizacji obiektu Mal. w celu prowadzenia dalszej udoskonalonej obserwacji.
Gen. Devill

Raport No. 8 (1_1902/05), Baza Tango, Outer Dark
Zgodnie z rozkazem ND podjęte zostały wszelkie niezbędne środki zaradcze. Sytuacja zmierza w korzystnym kierunku, ponieważ siostra (matka) powzięła przekonanie o nieprawdziwości twierdzenia brata (ojca?) o zgonie obiektu Mal. (dziecka/syna). Specjaliści Strefy 52 stwierdzili, że istnieje duże prawdopodobieństwo powodzenia instynktownych działań siostry (matki), która z desperacją wyruszyła na poszukiwania obiektu Mal., mimo braku niezbędnych danych demograficznych i geograficznych.
Zniknięcie z Red Point siostry (matki) spowodowało dysfunkcyjność gospodarstwa, co poskutkowało jego opuszczeniem również przez brata.
Obserwujemy aktualnie następującą sytuację: miejsce pobytu obiektu Mal. tymczasowo nieznane, miejsce pobytu Druciarza tymczasowo nieznane. Siostra (matka) w desperackiej drodze w poszukiwaniu obiektu Mal. (syna), brat w drodze w poszukiwaniu siostry. Brygada G precyzuje współrzędne, możliwe nieodległe ich przecięcie ze współrzędnymi brata.
Szczegóły marszruty oraz interakcji społecznych – w załącznikach do raportu.
Mjr Smith

Rozkaz ND US Army, 19 pażdziernika 1968, Outer Dark
Dowództwo z uznaniem docenia podjęte działania zmierzające do zlokalizowania obiektu Mal.
Zalecana kontynuacja i w razie powodzenia bezzwłoczne raportowanie. Wskazane również uwzględnienie specyfiki różnych rejonów (ukształtowanie terenu, flora i fauna, wilgotność powietrza i gleby) Strefy 52 oraz niekontrolowanej zmienności pór roku w teatrze działań.
Gen. Devill

Raport No. 29 (9_1903/05), Baza Tango, Outer Dark
Dowództwo strefy 52 donosi enumeratywnie o następujących zarejestrowanych wydarzeniach:
1. wzmożona aktywność Brygady G zaowocowała zgodnym z regulaminem zabójstwem oraz rabunkiem
2. aktywność rodzeństwa (po uwzględnieniu specyfiki lokalnej oraz zmienności pór roku) toczyła się równolegle i bezstycznie, nieefektywnie
3. aktywność Druciarza doprowadziła do jego nagłego zgonu przez powieszenie
4. brak aktywności obiektu Mal. doprowadził do jego zgonu wbrew oczekiwaniom
5. w teatrze działań pojawiły się jednostki (Pastor, Ślepiec) oraz grupy (Nieprzeliczone Stado Świń) wykazujące cechy podejrzane, co poskutkowało utworzeniem odpowiednich podzespołów analitycznych (do ewentualnych dalszych decyzji ND).
6. trzon zespołu analitycznego został poddany hospitalizacji z powodu wzmożonego występowania oznak katatoniczno-depresyjnych.

Konkluzja: ze względu na bezwzględne ustanie aktywności obiektu Mal. dalsze utrzymywanie Strefy 52 wydaje się bezzasadne i z tego powodu występuję do ND o jej rozwiązanie oraz wydanie rozkazów powrotu członków zespołu do jednostek macierzystych. Nie dotyczy członków Załogi G, którzy przystosowali się do egzystencji w nieparalelnej rzeczywistości i ich powrót mógłby skutkować wzrostem przestępczości kryminalnej.

Rozkaz ND US Army, 7 marca 1969, Outer Dark
Dowództwo po zapoznaniu się z raportami ze Strefy 52 stwierdza, że cele jej powstania zostały całkowicie zrealizowane. Niniejszym operacja Outer Dark zostaje zakończona, Strefa 52 przestaje istnieć, obsługa otrzyma rozkazy powrotu do jednostek macierzystych po wykorzystaniu okolicznościowych urlopów wypoczynkowych (z wyłączeniem członków Brygady G).
Dowódca Strefy 52 w uznaniu zasług zostanie przedstawiony do odznaczenia i przeniesiony w stan spoczynku z emerytalnym uposażeniem funkcyjnym.
Cała dokumentacja wraz z raportami szczegółowymi zostanie zapieczętowana i przetransportowana do odpowiednich archiwów zlokalizowanych na pustyni Mojave (Death Valley).
Dostęp do nieparalelnej rzeczywistości lat 1902 i 1903 zostaje odcięty z natychmiastową wykonalnością.
Gen. Devill

Z nieopublikowanych wspomnień pułkownika J. Smitha (1973)
W przyrodzie nic nie istnieje po to, aby mogło istnieć coś innego; wszystko jest w jednakowym stopniu wciągnięte w krąg istnienia.*


Cormac McCarthy, W ciemność, Wydawnictwo Literackie 2011

________________________________________________
* Pułkownik nieświadomie zapewne zacytował George’a Santoyanę

22.12.11

Niech nam i siup jeszcze bardziej


Los/fatum/przypadek/elfy sprawiły, że żadna z książek, o których mógłbym i chciałbym napisać w tych dniach, nie leżała nawet obok „Opowieści wigilijnej”.
A skoro tak - nie będę wchodził w spór kompetencyjny z Duchem Świąt Bożego Narodzenia.

Wbrew oczekiwaniom i na przekór presji społecznej nie będzie koci, koci łapci ani kiziu, kiziu. Miast tego posłużę się apokryfem Andrzeja Poniedzielskiego, który kiedyś ponoć użalił się, o czym z kolei wspomina Magda Umer, że tak wiele we współczesnym świecie mówi się o oglądalności i słuchalności, ale o poczytalności jakoś nikt nie myśli.

Pomyślmy zatem, bracia i siostry, w ten świąteczny czas… I poczytajmy.

20.12.11

Tam, gdzie psi zębamy kłapają

Szanowni Państwo. Zgromadziliśmy się tutaj, aby celebrować uroczystość nadania tytułu Dobrze Zasłużony dla Ziemi Lubelskiej Marcinowi Wrońskiemu, wybitnemu synowi naszej ziemi, tej ziemi. Na uroczystości nasze przybyli licznie i chętnie przedstawiciele władz administracyjnych i samorządowych, których witam serdecznie i ze wszech miar godnie zarazem. Z równą lub nie mniejszą estymą witam ekscelencje i eminencje (i te purpurowe, i te szare), szanownych wysłanników Epidiaskopu, władz kościelnych i zakonnych, męskich i żeńskich, pracowników naukowych naszego Uniwersytetu. Także świeckich stamtąd. Z radością witam również prominentnych przedstawicieli partii politycznych znajdujących się w Parlamencie oraz znajdujących się na linii strzału, i organów porządku publicznego, którzy ewentualne strzały oddawać będą. Witam także czwartą władzę (proszę, proszę, w gniazdkach jest prąd, można podłączyć laptopy), czyli dziennikarzy naszych lokalnych mediów konwencjonalnych i ponadkonwencjonalnych. Witam w końcu kombatantów i weteranów, witam młodzież z Gimnazjum Męskiego im. Księdza Arcybiskupa Wielgusa, witam Koło Gospodyń Wiejskich w Siemiatyczach (szczególne podziękowanie za kołacze i sękacze), witam także Ciebie, Stanisławie Ignacy Witkiewiczu, Witkacem na bratnim Podhalu zwany, rzadki gościu na ziemi naszej lokalnej (z tym, że prosimy Cię tymczasem o niespożywanie peyotlu), który jesteś tajnym acz niekwestionowanym spiritus movens dzisiejszej uroczystości, choć wielu wolałoby wrobić w tę funkcję signore proffesore Umberto, a ten wybitny lingwista języka polskiego jeszcze nie poznał na tyle, by przeprowadzić jego kompetentną i kompletną analizę semantyczną, więc bronić się nie może. Ponadto z dobrze poinformowanych źródeł (można im ufać) wiem, że aktualnie, mimo zaawansowanego wieku i braku znajomości także języka czeskiego, przebywa w Pradze, gdzie na cmentarzysku natrafił na smugę zapachową zwęglonej okładki drugiego tomu „Poetyki” Arystotelesa.

Szanowni zgromadzeni w jedności dla Dobrze Zasłużonego. Marcin Wroński księgą „Officium Secretum. Pies Pański” (czemu nie Canis Dei, chciałoby się zapytać?) w pełni uzasadnia przyznanie Mu tego elitarnego tytułu. Ziemia Lubelska z przynależnym jej fragmentem Kotliny Sandomierskiej oraz Roztocza, od dawna czekała na takiego swego syna – choćby to i córka nawet być miała – który godzien będzie tytuł ten nie tylko otrzymać, ale również piastować. Nasze obłe pagóry pokryte szachownicą pól żyznych, nasze wyżłobione w lessie błotniste wąwozy, nasze plantacje chmielu i stawy hodowlane w okolicach Malińca, nasze uzdrowiska z historycznym Nałęczowem na czele (duch noblisty wzmocniony wodami tam czuwa!), a także dumne fortyfikacje w Janowcu – wszystko to i goście nasi honorowi wcześniej wymienieni – raduje się z Marcina Wrońskiego i dokonań Jego.

Gdyby ktoś przypadkiem, mimo wzmożonej kontroli, znalazł się tutaj podczas tej laudacji, mógłby naiwnie spytać, czemu splendor tak wielki na Dobrze Zasłużonego spływa. Mógłby, ale świadczyłoby to jedynie o wielkiej jego laickości, a nawet lajkoniowatości. Jednak pozwólcie, że w słowach kilku jedynie na zapytanie takie odpowiem. Otóż Marcin Wroński nie dlatego się zasłużył, że zarysował tło polityczno-społeczne i gospodarcze, przemiany strukturalne i psychologiczne, związki intelektualno-emocjonalne oraz modelowe systemy zachowań pod wpływem bodźców. Nie, nie dlatego, choć uczynił to i odstać się to już nie może. Marcin Wroński zasłużył, bo nas uratował. Gdy mówię nas, mam na myśli nie tylko nas tu licznie zgromadzonych, nie tylko godnych najwyższego szacunków mieszkańców Ziemi Lubelskiej, ale mam na myśli Nas Naród. Marcin Wroński, gdy powziął ciążącą wiedzę – mimo spektakularnego i inspirowanego z zewnątrz buntu sióstr betanek w Kazimierzu, mimo blokowisk poazotowych w Puławach, mimo nieszczęśliwego zejścia (konkretnie wylotu z wykusza) ojca furtiana z klasztoru franciszkanów we wspomnianym Kazimierzu, mimo braku zadośćuczynienia lubelskim drukarzom bezdebitowym, mimo niesprzyjającej pogody i szybko stygnącej kawy – dał nam Marka Glińskiego, bywalca salonów przy Skwerze im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, kleryka, esbeka, historyka, dominikanina, umiarkowanego ascetę, posiadacza marynarki od Armaniego oraz dwóch nokii, i kierowcę stajni bmw w jednej osobie. Pamiętajmy, Marcin Wroński to głowa, a ramię to Marek Gliński. Obaj działają w ekstremalnie niesprzyjających warunkach (panie Witkac, prosiłem, żeby się powstrzymać z tym peyotlem). Zaryzykuję twierdzenie, że nie ma Glińskiego bez Wrońskiego i na odwrót. Więcej, powiem – jest M.M. Glińskowroński. A zewsząd czyhała zdrada, a co najmniej nieprzychylność. Mimo to Glińskowroński nas uratował, jak już o tym wspominałem. Uratował nas przed piekłem na ziemi.

Szanowni zgromadzeni, to prawda, że nie obyło się bez ofiar: ojciec gwardian OFM poparzył się dotkliwie, ksiądz Romanyczko został przeniesiony w rejon kategorii C, Agnieszka Nowak znalazła zaś ukojenie dopiero w numerologii. Jednak cóż znaczą te ofiary w świetle wydarzeń, które mogłyby nastąpić, gdyby M.M. Glińskowrońskiemu się nie udało, a nie udać się mogło! Zmilczmy o tym, bo zbyt wielkie spustoszenie w sercach i umysłach naszych mogłoby się pojawić. Zatem, mimo iż Officium Secretum to instytucja niezbyt rozgłos lubiąca, choć raz przy tej szczególnej okazji z dumnie uniesionymi czołami i pełnym głosem złóżmy jej i jej wysłannikom hołd i cześć oddajmy.

I temu służy nasza dzisiejsza uroczystość, której przebieg tak nieudolnie starał się zakłócić pan Witkac, jednak odpowiednie służby poddały go czynnościom resocjalizującym. Wielce Szanowni Zgromadzeni Goście. Pokłońmy głowy przed Dobrze Zasłużonym dla Ziemi Lubelskiej. A teraz zapraszam na skromny poczęstunek do Sali Rycerskiej. Amen.

Marcin Wroński, Officium Secretum. Pies Pański, W.A.B. 2010


15.12.11

ZEHciejcie wniknąć w ciemną materię

Świetne, świetne, świetne….

„Ciemna materia” Juli Zeh jest kryminałem efektownym, substancjalnym, niepotulnym, jarowizacyjnym,  stonowanym,  bromowodorowym, paradygmatycznym, intrygującym, bezpruderyjnym, immanentnym, łobuzowatym, pomrocznym, kaskadowym, hydrotermicznym, nawałowym, apolitycznym, życiodajnym i życiobiernym…

Tu z niechęcią przerwę tę listę zasłużonych epitetów, ponieważ ponoć używanie w mowie i piśmie dużej liczby przymiotników jest oznaką złego stylu, a czasami wręcz obskurantyzmu intelektualno-emocjonalnego. Jest to pogląd wedle mnie o tyle nieprawdziwy, że znam osobników posługujących się trzema-pięcioma słowami, z których żadne nie jest przymiotnikiem, jednak o finezję i głębię absolutnie nie ośmieliłbym się ich podejrzewać. Podobnie fałszywy pogląd pokutuje w temacie deminutiwków (czyli zdrobnieniaszek i zdrobnieniuniek).

Aby zapełnić tragiczną lukę, jaka mogłaby powstać po nagłym zakończeniu mojego ekstatycznego opisu, złożę deklarację. Deklarację na tyle ważką, że mogę obawiać się, iż wywoła ona gigantyczne tsunami czytelniczych reakcji, które to tsunami skotłuje mnie, wymiętoli, a na koniec pozostawi pół- ale jednak żywego, oblepionego algami i mniej apetycznymi owocami morza, abym gruntownie zrewidował swój system wartości. Ale cóż, świadom konsekwencji, z dekadencką odwagą deklaruję:
ogólnie nie lubię kryminałów.

I wyjaśniam – nie lubię nie oznacza, że ich nie czytuję. Zdarzało się, zdarza i pewnie zdarzać będzie. Tym bardziej, że często kryminały się kamuflują i udają zupełnie co innego. Ale nie lubię ani tych kryminałów, w których kto zabił okazuje się na początku, ani tych, w których okazuje się to na końcu, ani tych, w których nic nie wiadomo od początku do końca, ani tych, od których mdleją ręce, potrzebny jest elektroniczny indeks osób (do szybkiego wyszukiwania), a akcja musi zakończyć się w okresie 3-miesięcznej wegetacji, bo inaczej wszystko pokryje wieczna zmarzlina (co może akurat nie dotyczy sezonu bieżącego – w ogóle ocieplanie klimatu weryfikuje wiele do tej pory uważanych za aksjomaty twierdzeń). Ani tych, w których komisarz jest błyskotliwy, tylko lekko utyka i skończył Eaton, ani tych, w których pije, się łajdaczy, został porzucony lub poddany mobbingowi, ani tych, w których pobrzękuje tytanowym piercingiem lub ma odpowiednio dużo tatuaży w równie odpowiednich miejscach, ani nawet tych, w których to wszystko plus komisarz jest płcią, czyli komisarką.

Teraz już jestem do dyspozycji, desparate househusband… (szybko, szybko, tę białą chustę na głowę!!!)

Ponadto, jako człowiek o endemicznym poczuciu humoru, szukam bratnich dusz, ale nie szukam ich tam, gdzie to beznadziejne. A zatem przede wszystkim nie w plemieniu Barbarossy. Czasami może nawet posuwam się ciut za daleko – pieśni Schumanna słucham jedynie w transkrypcji na rożek angielski, a Beethoven według mnie miał mnóstwo szczęścia, że akurat dostał od Gałczyńskiego tak świetny polski tekst, bo w przeciwnym razie, postawiony pod murem, mógłbym wybrać eurosceptycyzm (co skutkowałoby zmarnowaniem mnóstwa czasu na odnalezienie Polski, która raptem przeniosłaby się zupełnie gdzie indziej, niż przez lata całe przypuszczałem).
A „Ciemna materia” to literatura niemiecka. Tyle dobrego, że Zeh na kilometr czuć siarkowodorem ortodoksyjnej niearyjskości.

Jakby nieszczęść było mało, w „Ciemniej materii” bardzo wiele zależy od cyklizmu. Sport ten, jako widomy znak zwycięstwa ducha nad materią, miał zawsze dobrą prasę w tradycji europejskiej. Tak jak Sted pozostanie na wiek wieków patronem rosołu, tak cyklizmowi patronuje sam król Kreon, który wjeżdżając do Teb nucił z lubością (na melodię znanego w antyku, a dziś trochę zapomnianego Tymoteusza z Rymcymcym, na życzenie odpowiedni zapis nutowy) co następuje:

     To ja,
     Kreon Wspaniały, Kreon Wspaniały, Kreon Wspaniały,
     a wy
     moje pedały, moje pedały
     dwa!

Ale czy sam fakt tak zacnego mecenatu może nakłonić do robienia sobie na tyłku nadprogramowych odcisków, które i tak są obowiązkowym punktem programu dla tych, co piszą, choćby pisali od rzeczy?

No i last but not least.  Wszak nikt odpowiedzialny nie może nie postawić (uwielbiam te toksyczne podwójne zaprzeczenia) sobie kardynalnego pytania: czy możliwy jest jeszcze kryminał po Dostojewskim?
Kto odpowie: tak, przechodzi do drugiego etapu. Kto odpowie: nie, dostaje pudełko łakoci i gryzaczek.
Juli Zeh dowiodła, że kryminał jest konieczny. Tyle tylko, że właśnie taki, czyli zupełnie inny.

Czas teraz przejść do meritum. „Ciemna materia” nawet przez nanosekundę się nie dekuje – dotyczy zagadnień wysublimowanej fizyki. W większości kwantowej, czyli tej, o której nawet Einstein miał mgliste pojęcie. Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że dane mi było zgłębiać tajniki fizyki kwantowej. I do dziś mam o niej równie mgliste pojęcie, jak Einstein.  Ale… ale coś wiem. Wiem na przykład wiele na temat jednego z kluczowych pojęć tej dziedziny wiedzy ezoterycznej, a mianowicie absolutnego gdzie indziej.  Tak, absolutne gdzie indziej to najbardziej poetycki i natchniony termin, jaki zdarzyło mi się usłyszeć z ust przedstawiciela nauk ścisłych. Absolutne gdzie indziej istnieje, a ja wiem, co oznacza. Żeby to wyjaśnić, trzeba cofnąć się do lat szkolnych…

Lekcja fizyki rzecz jasna. Nauczyciel wzywa do tablicy uczennicę, która równolegle chodziła do szkoły muzycznej. Jak łatwo zgadnąć, fizyka w jej przypadku należy do grupy przedmiotów wysoce fakultatywnych. Ma do rozwiązania zadanie. Konieczne jest posłużenie się wzorem, w którym występuje grecka litera rho (ϱ). Kłopot. Duży kłopot. Nauczyciel czeka, mucha bzyka, dziewczyna się poci.
W końcu nauczyciel rozrywa napiętą ciszę dynamitem swego głosu:
- No, dławiduda, coś końcu podstawisz pod to ro, no wiesz, to co wygląda jak plemnik!?
I to naprawdę jest nie fair. Nauczyciel świetnie wie, że dziewczyna ćwiczy grę na flecie piccolo, a nie na dudach.
- Pała. W domyśle dzięcielina.
Nauczyciel się rozgląda, wzrok drapieżnika. Typuje następną ofiarę. Rho wciąż dziewicze. Pada na mnie.
- Do tablicy!
- Nie mogę…
- Co!?
- Nie mogę, panie psorze, bo aktualne mam nogi w kasetce (o cne czasy, gdy ławki kasetki miewały), ale mogę za to opowiedzieć na przykład o młodym Fidiaszu. Otóż Fidiasz już od małego przejawiał duży talent, strugał kozikiem w drewnie lipowym wiatraczki, gwizdałki i chochelki, a od czasu do czasu nawet i co większego…
- WOOOOON !!!!!!!!!!!
Wychowany w kulcie zgubnego posłuszeństwa wobec starszych, wyjmuję nogi z kasetki (to nie był blef) i udaję się… Gdzie? Absolutnie gdzie indziej!
Tak, od tamtej pory to pojęcie przestało mi być niepojęte, rzekłbym – nawet troszkę się z nim oswoiłem.

Akcja „Ciemnej materii” toczy się w Niemczech (schludne miasteczko Fryburg), bez cyklizmu nie byłoby ofiary, co dla kryminału może być faktem krępującym, w kręgu podejrzeń znajduje się dwóch fizyków teoretycznych Sebastian i Oskar, zagadkę rozwiązują nieortograficzna komisarz Rita Skura (niekształtna jak na kobietę) i inspektor Schliff (niekształtny i jak na kobietę, i jak na mężczyznę). Po rzece pływają kaczki Bonnie i Clyde, ale we Fryburgu nikt na nie nie dybie (cudowne!). Słowa kluczowe to doublethink i misunderstanding (jak na porządną niemiecką powieść przystało).

A teraz, choćbyście nawet zaczęli badać metodą inwazyjną moją strukturę atomową, słówka więcej nie pisnę, bo jak kryminał, to kryminał. Niewiadoma, czyli ciemna materia być musi. I szach, i mat, i Eine kleine Nachtmusik.

Świetne, świetne, świetne…

Juli Zeh, Ciemna materia, W.A.B. 2009

PS. Ze względu na ograniczone moce serwera, nie byłem w stanie odebrać wszystkich życzeń zdrowia, jakie do mnie wysłaliście po informacji, że niedomagam. Mam nadzieję, że następna moja słabość przydarzy się dopiero wówczas, gdy technologia nie będzie już tak człowieka ograniczać.

12.12.11

Ekskjuz

Jak to się zwykło mawiać w podobnych sytuacjach, pogłoski o moim gwałtownym, acz solennie zasłużonym zejściu są cokolwiek przesadzone. Otóż żywię, jednakowoż członki mam zainfekowane. Co prawda mózgu do kategorii powyższej nie zaliczam, jednak tylko wielcy mają tych, co to spisują wszystko, co im z ust skapnie. Pod tym względem jestem jeszcze na dorobku. Zatem skoro ni ręką ni nogą ruszyć nie mogę, tylko o ekskjuz serdecznie proszę i zdrowia życzę wszystkim złaknionym kolejnych oznak umiarkowanej aberracji Otwartym.

6.12.11

Wyspa to niesłychana, pani zwodziła pana


Obraz jednoaktowy w trzech niezrównoważonych aktach.


Akcja toczy się w końcu XX wieku w 1 procencie w Barcelonie (miasto nad wodą w północno-wschodniej Hiszpanii, znany klub piłkarski), w 99 procentach w Wenecji (miasto nad wodą w północno-wschodnich Włoszech, brak klubu piłkarskiego).




Osoby:

Fábregas – osobnik o cechach niesprecyzowanych, z pochodzenia Hiszpan
Riverola – prawnik, mieszkaniec Barcelony, plenipotent w firmie Fábregasa
Maria Clara – dziewczę weneckie płci żeńskiej z rodu Dolabella, wysoka i szczupła (w 99 procentach, w 1 procencie nieszczupła), często dla niepoznaki okryta płaszczem przeciwdeszczowym
Charlie Dolabella – ojciec Marii Clary, wenecjanin z przypadku, były przedstawiciel handlowy firm kosmetycznych na region Lombardii
Żona Charliego Donabelli – matka Marii Clary, nadzwyczaj słabego zdrowia, wenecjanka wielopokoleniowa
Doktor Pimpom – medyk o zupełnie innym nazwisku, natura kontemplacyjna
Madame Gestring – ekskluzywna dama bez zahamowań, przejazdem
Dzieciątko
Trio weneckie – elegancki młodzieniec, olbrzym i stuknięta dziewczyna, prowadzona przez tego drugiego na sznurku
Przenajświętsza Panienka
Święty Marek
Tłum
Daniel Craig



Akt I
Scena I
Barcelona

Wchodzi Fábregas. Zwraca się do Riveroli:

- Rzucam to wszystko. Rzucam słoneczną Hiszpanię, rzucam firmę po ojcu odziedziczoną, rzucam żonę swą, ponieważ i tak jest eks, rzucam syna także, choć wciąż aktualny. Nie próbuj mnie zatrzymać i nie tęsknij! Podążę za marzeniami, których brak tak dotkliwie odczuwam!

Fábregas nieodwołanie wychodzi.

Riverola – łka bezgłośnie.


Scena 2

Wenecja (aż do końca)

Fábregas sam w pokoju hotelowym.

- Otom dotarł tu, gdzie każdego roku prócz mnie dociera 3 koma 4 miliona turystów. Ale cóż oni mnie obchodzą. Cóż obchodzi mnie to miasto wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, skoro siedzę w hotelu i ćwiczę hantlami.

Fábregas nieoczekiwanie poznaje Marię Clarę.

- Otom dotarł tu, gdzie każdego roku (częściowo jw.), … skoro poznałem Marię Clarę i od tej pory w moim życiu nic już nie będzie takie samo, a nawet inne będzie.


Scena 3

Pałac rodzinny Marii Clary w ruinie.

Charlie Dolabella w przyciasnej flanelowej pidżamie. Do Fábregasa:

- Witaj, drogi gościu. Koniecznie musisz spróbować naszego spécialité de la maison, którym jest barbecue devil souce!

Żona Charliego w gabarynowej sukience. Ogólnie:

- Och, głowa mi dziś źle robi. Niechybnie nie będę jadła kolacji.

Chwyta się za serce, powolnie omdlewa. Doktor Pimpom wyciąga omdlałą za kulisę.

Frenetyczne brawa z offu.

Okrzyki:

- Autor, autor!

Koniec aktu I



Akt II
Scena 1

Fábregas na Placu św. Marka:

- Maria Clara nie wiedzieć czemu mnie unika, choć wcześniej robiła mi nadzieje. Chyba pójdę do Pałacu Dodżów przyjrzeć się sztuce. To mnie na pewno uspokoi.

Idzie do Pałacu Dodżów, gdzie zostaje aresztowany za nieprzystojne zachowanie.

Maria Clara na stronie:

- Fábregas sądził, że mu robię nadzieję, ale w rzeczy samej muszę jechać do Rzymu.

Maria Clara wyjeżdża do Rzymu, gdzie zachodzi w ciążę z niezwykle wysokim dostojnikiem.


Scena 2

Fábregas pogrążony w życiowej inercji ogląda w pokoju hotelowym filmy klasy B z magnetowidu (jakość VHS). Przypadkowo spoczywa na łonie Madame Gestring, dzielącej z nim umiłowanie X Muzy. Łono to dzierży. Do czasu.
W końcu Madame Gestring z nordyckim akcentem:

- Mój mąż właśnie przyjechał, teraz odświeża się w pokoju piętro niżej, który od tej pory będziemy dzielić. Adieu!

Wychodzi.

Fábregas włącza magnetowid.


Scena 3

Fábregas po długim niewidzeniu spotyka w vaporetto doktora Pimpoma.
Uradowany dołącza się do niego.

Doktor Pimpom:

- Pospieszmy się, drogi panie, zmitrężył pan już i tak wiele czasu, a przecież Przenajświętsza Panienka nie będzie na nas czekać.

Podążają zgodnie i wspólnie.

Koniec aktu II


Akt III
Scena 1

Fábregas w pałacu rodzinnym Marii Clary spotyka Charliego, jego żonę, tłum i Przenajświętszą Panienkę.

Przenajświętsza Panienka do Fábregasa:

- Och, witam pana, dawnośmy się nie widzieli. Okopciły mnie te świece, a i bosą stopą niewygodnie stać na globusie. Chętnie wesprę się na pańskim ramieniu.

Wspiera się, co sprawia, że Fábregas rozpoznaje w niej Marię Clarę.

Fábregas:

- Widziałem dziś w nocy przez okno eleganckiego młodzieńca, olbrzyma i stukniętą dziewczynę, prowadzoną przez tego drugiego na sznurku. Czy pani ich zna?

Maria Clara:

- Tych akurat nie znam, ale pozwoli pan, że przedstawię panu Dzieciątko.

Dzieciątko puszcza wiatry, czka, beka i mu się ulewa.

Fábregas:

- Urocze. Pozwoli pani, że od tej pory wraz z papą pani Charliem troskliwie zaopiekujemy się Dzieciątkiem, aby mogła pani po połogu spokojnie dojść do siebie. Szkoda wielka, że maman pani nie doczekała tej chwili w swoim złym zdrowiu i opuściła ten padół tak nagle.

Maria Clara:

- Panowie, Dzieciątko w takim razie powierzam w wasze ręce.

Fábregas i wdowiec Charlie udają się z Dzieciątkiem na kolację.


Scena 2

Święty Marek w sarkofagu wpływa na wody laguny, roztaczając nieziemskie zapachy.
Wita go tłum. Następuje patronizacja miasta.
Scena pantomimiczna.


Scena 3

Daniel Craig spektakularnie rozpiernicza połowę Wenecji i zanieczyszcza kanał.
Maria Clara śpi niewzruszona.
Fábregas nie śpi. Zauroczony rozpierduchą i zanieczyszczeniem pointuje:

- Całe życie byłem marzycielem.

Kurtyna Siemieradzkiego.

Z offu na znaną melodię rozbrzmiewa piosenka:

Gdzieżeś to bywał,
Czarny baranie, czarny baranie?
W Wenecji, w Wenecji,
Mościwy panie…

Koniec


Eduardo Mendoza, Wyspa niesłychana, Znak 2011